 |
 | heniek 2oo7 :: zapowiedzi :: relacje |  |
|
 |
 | relacja |  |
wososh
administrator

Dołączył: 24 Cze 2005 |
Posty: 1552 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
Płeć: Mężczyzna |
|
 |
Wysłany: Pią 20:15, 06 Lip 2007 |
|
 |
|
 |
 |
Więcej na to nie jadę? Dlaczego? Może od początku: 29 czerwca miał być *ten* dzień, ponieważ na wspólnej scenie występowały moje aktualnie 2 topowe gwiazdy zagraniczne i 2 topowe gwiazdy polskie. po konfrontacji wyobrażeń z rzeczywistością, czułem się jak po kuble zimnej wody (o przemoczeniu i zmarznięciu też będzie). 1/2 składu uległa silnej redukcji jako niemogący wywołać muzycznego szoł (co za magisterski styl...). Na szczęście się nie tyczy to Afro Kolektyw pod nową batutą, czyli nowe rytmy, nowe teksty i nowy wymiar scenicznego luzactwa i rozegrania. zupełnie przeciwieństwo the car is on fire, których afrojaxowe "Afro Kolektyw w dupę, tak" pobiło każdorazowe żałosne silenie się na dowcip. Bo z koncertem karsów było tak, że kolo wychodził sobie po rusztowaniu, w sumie miał same klamy ale bez asekuracji, więc pewnie psycha działała. wpinkę zrobił tylko na samym szczycie, żeby przymocować jakieś kable. niezły balder pionowy, IV.5+, może IV.6. a na scenie jakieś 3 kg czystej kaszany. nie ma co... Staliśmy tylko po to, by zobaczyć objawienie wieczoru: Sonic Youth. Co za młyn.. Incinerate i trzeba było wycofać się do bezpiecznej strefy i stamtąd oglądać atak. a było mocno, chwilami urok tanczącej "babci wszystkich babć", chwilami Thurston i jego alternatywny duch... łuuuuuu ;> czad. Lecz co się pięknie zaczyna, nie musi się tak skończyć. Cóż z tego, że The Roots wysilili wszystkie swoje struny do granic wytrzymałości? Solidny rap i solidne improwizacje? Ale bez polotu, bez hitów, bez bujania i melodyjnego przygrywania. Nie na usługi festiwalu. Dlatego, że oni potrafią robić to bardzo dobrze. Ale zaniechali. Wielki zawód :(
Dzień drugi i Groove Armada. Drugi koncert (po the roots) najbardziej oczekiwany i niedoczekany, bo akurat musiało walić z boku deszczem i wiatrem tak, że trudno było wytrzymać. Nawet malk, twardy jang grashoper, wymiękł. Ale cóż. Po zmianie odzieży i obuwia wróciłem na teren by zobaczyć trzeciej świeżości gwiazdę, beasties oraz muse. na pierwszych w sumie szkoda mi czcionki, chodź doceniam, mają talent robienia z koncertu wideoklipu. a drudzy to porównywalny z sonikami, moment szczytowy fest'u. porównanie z zeszłorocznym placebo? chyba nietrafione, bo zrobić rockowy gig, na którym ludzie pomimo błota i wycieńczenia (godz. 01.00) skaczą, to mówi samo za siebie. a wierzę, mogło być jeszcze lepiej (na widowni), bo scena szalała: 3 dodatkowe telebimy i jeden trójścienny trapezoidalny nad perkusją. światła zarezerwowane tylko dla nich i mocne uderzenie Bellamy'ego (bo wg mnie, on się głównie tam liczył). hity, hity, zaczęli od take a bow, potem szaleństwa z poprzednich albumów, twarde menu z plug in baby i knights of cydonia. no poszedłbym jeszcze raz i się wyszalał, bo jak już pisałem, trochę sił brakowało...
trzeci dzień to głównie odbijanie sobie po sobotnim przemoczeniu, tzn. moczenie się od środka już na falochronie ze stalkiem i ninusiem, tak że na babie dotarliśmy już natrąbieni, zatem Bassisters musiało się podobać. Bloc Party też ciekawy punkt, nie tak źle, jak ich zapowiadano ("jak zaczną drugą płytę, to wychodzę" by Esme). Miło było ogólnie i z Dobrym Sztu się spotkaliśmy, więc nie ma co narzekać. W tym nastroju wbitka w chamski tłuuuuuum straszny przed Bjork. A raczej islandzką księżniczkę nieskorą do zmiany wyrazu artystycznego, tylko lekko kapryśną. Ładne all is full of love, a od połowy to już raczej przynudzanie. więc pożegnaliśmy ją, tanecznym krokiem, śpiewając hyperballad w wersji Dulli'ego. O LCD nie chce mi się pisać, bo tylko przez jedną piosenkę byłem blisko sceny (najbliżej, sic!). Potem się wycofałem i obserwowałem fenomen walających się po błocie mat plażowych wpadka.pl oraz rozlecianych worków na stopach festiwalowiczów. Nie ma co...
W zeszłym roku, tak sobie myśleliśmy siedząc w cieple na trawie, że gdyby the Roots przyjechali, to byłby dopiero festiwal. w sumie nie ziściło się. co do następnej edycji, to nie mam marzeń. więc po co jechać...
|
|
 |
 | |  |
nocturne212
użytkownik nieaktywny

Dołączył: 20 Sty 2007 |
Posty: 944 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
 |
Wysłany: Pią 20:47, 06 Lip 2007 |
|
 |
|
 |
 |
Myślałem, że będzie lepiej! A KDZKPW grali? Bo kolega wspominał, że jedzie ich zobaczyc, ale nigdzie ich nie zapowiadali. Szkoda, że pogoda była g..na, no i że zrobiła się dzicz na widowni, ale żałuję też, że nie udało mi się tam pojechac. Raz, że rodzinne miasto i mam tam znajomych, z którymi nawet festiwal pierogów jest fenomenem na skalę huraganu katrina, więc mimo ogólnej jak to opisujesz kichy byłaby pewnie przednia zabawa przy niektórych pozycjach. Szkoda, że beastie boysi dali ciała. Dwa, że przeszła mi obok nosa okazja dołączenia do setek fanów muse i odśpiewania z nimi plug in baby, a następna jak znam życie powtórzy się dopiero, jak pojadę specjalnie dla nich do niemiec albo na wyspy. Wiesz, w przyszłym roku pewnie nie będzie nic ciekawego, więc nie ma co się łudzic, ale ja mam cień nadziei na kąsek pokroju billy talenta, katatonii albo godsmack. Zdaję sobie sprawę, że to rubaszne marzenia, ale co nam zostaje poza marzeniami..
|
|
 |
 | |  |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 2
|
|
|
|  |